Śniło mi się, że była zima, leżał śnieg. Wyszłam na balkon, jakoś tak 2-3 piętro i spojrzałam w dół. A tam, na śniegu, sam jak palec, stał mały, mniej więcej roczny chłopczyk, ubrany w czapę, kombinezon, stał i był przerażony. Ledwo się trzymał na nóżkach, bo był naprawdę maleństwem. Stał i szukał mamy. Zrozumiałam od razu, że to jest moje dziecko, że on szuka właśnie mnie i na mnie czeka. Zaczęłam wołać do niego "Synku! Synku!", wtedy on podniósł główkę i uśmiechnął się do mnie tak, jak tylko dziecko potrafi się uśmiechać do swojej mamy:) Ja wiem, że to był znak, wiem, że moje dziecko już gdzieś na mnie czeka.
Między innymi dlatego wydawało mi się, że naprawdę jestem w 100% pogodzona z tym, że nigdy nie będę w ciąży. No właśnie, wydawało... Rzeczywistość jak zwykle okazała się dużo bardziej skomplikowana. Bardzo przeżyłam tę ostatnią porażkę, Chyba najbardziej ze wszystkich do tej pory. Zrozumiałam, że jeszcze za wcześnie, że jeszcze ciągle mamy siły i środki, żeby jeszcze raz zawalczyć. Póki piłka w grze:)
Wczoraj zrobiłam wieszak na kwiaty i jestem z siebie bardzo dumna, bo zdolności manualne u mnie żadne;)
Dobrze,że się nie poddajecie. Ja mam chwilowy dół ale zamierzam się z niego wygrzebać.Też przeżyłam Waszą porażkę, może dlatego,że bałam się jej u siebie.
Odpowiedz UsuńZazdroszczę Ci tego wioskowego życia:):)
A jednak jakieś te zdolności są, bardzo ładny wieszak:)
Odpowiedz UsuńŁadny sen! Mnie się śnią same koszmary albo dziwactwa, a u Ciebie piękna historia z przesłaniem:)
Widzę, że też lubisz kwiatki:) ja co roku sadzę właśnie petunie na balkon.
Odpowiedz UsuńJeżeli czujesz, że to jeszcze nie koniec, to dobrze, że się nie poddałaś. Warto walczyć o marzenia, żeby później nie żałować, że mogło się zrobić coś jeszcze.