Ale nie napiszę o tym. Napiszę o kolejnej ciąży, o której dowiedziałam się dzisiaj. Nie mojej. O ciąży, która po raz kolejny zwaliła mnie z nóg. Moja koleżanka z pracy ogłosiła dziś tę radosną nowinę. Naprawdę radosną, wiem, że to jest dla niej ogromne szczęście. Jest mniej więcej w moim wieku, więc bała się, że im się nie uda, że będą się długo starać, zresztą wie o moich problemach, więc wiedziała, czego się może spodziewać. Ale nie, udało im się...od razu. Chciałabym się cieszyć i nie blednąć za każdym razem, kiedy słyszę "Jestem w ciąży". Ale nie umiem. Cholera jasna nie umiem! Jedyne, co chcę teraz zrobić, to zamknąć się gdzieś i ryczeć. Jak ja mam się z tym pogodzić. Czy jest w ogóle możliwe zaakceptowanie faktu, że nigdy w swoim życiu nie powiem nikomu, że tak, w moim brzuchu rośnie nowe życie? To boli.
środa, 4 maja 2016
Miało być o majówce
Wszystkie moje posty jak na razie są dość smutne, a ja w gruncie rzeczy jestem bardzo pozytywną i wesołą dziewuchą. Tym razem miało być miło, radośnie i optymistycznie. Miałam pisać o wspaniałych koncertach, dobrej zabawie, o tym, że jestem już starą stetryczałą kobieciną, bo po dwóch dniach stania na koncertach bolą mnie plecy i jestem styrana jak dziki wół.
Ale nie napiszę o tym. Napiszę o kolejnej ciąży, o której dowiedziałam się dzisiaj. Nie mojej. O ciąży, która po raz kolejny zwaliła mnie z nóg. Moja koleżanka z pracy ogłosiła dziś tę radosną nowinę. Naprawdę radosną, wiem, że to jest dla niej ogromne szczęście. Jest mniej więcej w moim wieku, więc bała się, że im się nie uda, że będą się długo starać, zresztą wie o moich problemach, więc wiedziała, czego się może spodziewać. Ale nie, udało im się...od razu. Chciałabym się cieszyć i nie blednąć za każdym razem, kiedy słyszę "Jestem w ciąży". Ale nie umiem. Cholera jasna nie umiem! Jedyne, co chcę teraz zrobić, to zamknąć się gdzieś i ryczeć. Jak ja mam się z tym pogodzić. Czy jest w ogóle możliwe zaakceptowanie faktu, że nigdy w swoim życiu nie powiem nikomu, że tak, w moim brzuchu rośnie nowe życie? To boli.
Ale nie napiszę o tym. Napiszę o kolejnej ciąży, o której dowiedziałam się dzisiaj. Nie mojej. O ciąży, która po raz kolejny zwaliła mnie z nóg. Moja koleżanka z pracy ogłosiła dziś tę radosną nowinę. Naprawdę radosną, wiem, że to jest dla niej ogromne szczęście. Jest mniej więcej w moim wieku, więc bała się, że im się nie uda, że będą się długo starać, zresztą wie o moich problemach, więc wiedziała, czego się może spodziewać. Ale nie, udało im się...od razu. Chciałabym się cieszyć i nie blednąć za każdym razem, kiedy słyszę "Jestem w ciąży". Ale nie umiem. Cholera jasna nie umiem! Jedyne, co chcę teraz zrobić, to zamknąć się gdzieś i ryczeć. Jak ja mam się z tym pogodzić. Czy jest w ogóle możliwe zaakceptowanie faktu, że nigdy w swoim życiu nie powiem nikomu, że tak, w moim brzuchu rośnie nowe życie? To boli.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja tez za każdym razem lajam się za to cholerne uczucie.Uwierz mi,że większość niepłodnych czuje to co Ty..Nie da się nad tym zapanować,udać ze tego nie ma.Za każdy razem myślę sobie,że jestem okropna bo powinnam skakać z radości.Nie potrafię i nie umiem tego zmienić..Nie jesteś sama..Ściskam!
OdpowiedzUsuńU mnie tak samo. Majówka okropna. Żona brata M. W lipcu rodzi. Oczywiście zaszła od razu i jak to się wyraziła bez potrzeby brania tabelek. W święta majowe zrobiła grila u tesciow dla całej rodziny i wszystkich zaprosiła oprócz nas, bo pewnie uważa że życzymy jej aby dziecko urodziło się conajmniej upośledzone. Wszyscy oczekują od nas że będziemy się cieszyć jej ciążą tak jak oni ale tak nie jest i pewnie dlatego nikt nie widzi nic złego w jej zachowaniu.
OdpowiedzUsuńChyba najgorsze jest gdy ta która właśnie zaciazyła mówi nam to prosto w twarz (a tym bardziej gdy wie o naszych staraniach). Myślę że lepiej jest dowiedzieć się przez telefon, Internet czy drogą pantoflowa...masz wtedy chwilę aby wyplakac się w samotności i odnaleźć się w nowej rzeczywistości... :(
W takich chwilach często czuję się jak ostatnia bezdzietna kobieta w świecie wypełnionym po brzegi promieniejącymi szczęściem, brzuchatymi kobietami w ciąży...
OdpowiedzUsuńZwykle w takiej sytuacji chciałam być dobrej myśli, uśmiechać się, mówić wszystkie "właściwe" słowa, ale to tylko pogarszało wewnętrzne poczucie zgorzknienia i... gniew na te wszystkie krągłę brzuchy...
Zazdrość jest częsta i normalna dla osób zmagających się z niepłodnością. Nie można się za nią obwiniać! Ciąże w otoczeniu przypominają o tym czego tak bardzo pragniemy, a czego nie mamy. Niezwykle trudno w takiej sytuacji jednocześnie cieszyć się szczęściem innych. Mi się parę razy nie udało... Nie mam do siebie żalu. To tak jakby wpuścić głodującego do sali pełnej smakołyków i nie pozwolić mu niczego tknąć. Nieludzkim byłoby oczekiwać od tej głodnej osoby radości w takiej chwili.
Co do akceptacji... życzę Ci żebyś nie musiała się z nią mierzyć! Jednocześnie głęboko wierzę, że ona jest możliwa. To jest mój plan B. Gdy wszystkie inne metody, możliwości i szanse zawiodą, chcę mimo wszystko wieść szczęśliwe spełnione życie. Wierzę, że to jest możliwe!
Tylko czy to już zawsze tak będzie?Do końca życia będziemy to tak przeżywać?Nie chcę tego.
OdpowiedzUsuńNie. Nie zawsze! Jestem o tym przekonana. Kiedyś ta droga się kończy. W różny sposób. Czasem tak jak sobie planowałyśmy, innym razem inaczej. Ale się kończy. A rany przestają krwawić, aż w końcu się zabliźniają. Zakują od czasu do czasu boleśnie na wspomnienie tego co było, ale to już nie będzie takie żywe, intensywne przeżywanie, jakiego teraz doświadczamy.
Usuń