> > : lipca 2016
corrects IE6 width calculation

poniedziałek, 25 lipca 2016

"Jak wyobraża Pani sobie swoje dziecko?"

Wyobrażam je sobie. Próbuję zwizualizować.
Widzę maleństwo, dziewczyneczkę, z meszkiem na główce i śmiesznym bezzębnym uśmiechem. Widzę, jak śpi, na boczku, w białym łóżeczku. Trzymam ją na rękach i karmię, a ona patrzy na mnie dużymi oczami i widzę w tych oczach miłość, spokój, ufność. Widzę, jak trzyma mnie za palec swoją małą rączką. Widzę, jak macha w wózku nóżkami jak serdelki, a stópki ma takie malutkie. I ubieram ją, przytulam, i chcę mieć ją zawsze blisko siebie, czuć jej słodki ciężar, głaskać małą główkę.
A później widzę chłopca, kilkumiesięcznego. Gaworzy coś tam, po swojemu. Śmieje się często, nawet na głos jak tata się wygłupia i robi do niego głupie miny. Przytula się do mnie i czuję jego zapach, najpiękniejszy na świecie zapach małego dziecka. I zasypia w moich ramionach, wsłuchując się w kołysankę, którą cichutko mu śpiewam. A potem, jak już śpi, siedzę z nim jeszcze chwilę w fotelu i patrzę na niego, i serce mam nabrzmiałe miłością.
Widzę też starsze dziecko, dziewczynkę z warkoczami, lub chłopca w śmiesznych, trochę za dużych spodenkach. Słyszę jego pytania, słyszę jej podśpiewywanie i paplanie przez pół drogi do domu. Słyszę te rozmowy z tatą, widzę ciekawość świata i wiem, że tylko tata zna odpowiedź na każde pytanie. Widzę, jak się razem bawimy, dzieciaki biegają za psem, który pozwala im na wszystko. Jedziemy razem na wycieczkę, auto zapakowane pod sam dach ! I jest dobrze, tak jak być powinno.
Widzę zdrowe dziecko. Radosne, pełne życia. Kochane. Bezpieczne. Nasze.

............................................................................

Z Ośrodka ciągle nikt nie dzwonił:(

środa, 20 lipca 2016

Niewiadoma

Już po. Mam strasznie mieszane uczucia, chyba spodziewałam się czego innego. Przygotowałam to ciasto, kawę itd. Panie nawet nie spróbowały:( Ale nie to jest ważne. Boję się, że wyszłam na jakąś neurotyczkę, głos mi się łamał, mówiłam chaotycznie (a normalnie mam gadane!), sama przeczyłam swoim własnym słowom. Byłam bardzo zdenerwowana. Mąż jakoś lepiej sobie poradził...Mądry facet z niego ♥ Było dużo trudnych pytań i tematów. Niektóre mi się nie podobały, no bo jak mogę odpowiedzieć na pytanie, jak się czułam po śmierci taty? Albo po utracie ciąży? To chyba jasne. I tu właśnie spanikowałam, bałam się, że pomyślą, że nie do końca poradziłam sobie z traumatycznymi przeżyciami. Później jeszcze in vitro, pytały, kiedy mieliśmy ostatnią próbę, a że ta była w marcu tego roku, stwierdziły, że 4 miesiące to niedługo, że może to nie jest wystarczający czas, żeby uporać się z żałobą. Pytały, czy korzystałam z pomocy psychologa, kto mnie wspierał w trudnych chwilach. Czy rodzina wie o adopcji, jak zareagowali, czy nas wspierają w naszej decyzji. Tu musiałam powiedzieć o mamie, która chyba trochę się tego boi i nie do końca pogodziła się z tym, że nie będzie biologiczną babcią.
Padło też pytanie, jak wyobrażamy sobie nasze dziecko. Powiedziałam, że chciałabym żeby miało min. 2-3 miesiące, a max 1,5 roku. Ale już na pytanie, dlaczego tak, nie było mi łatwo znaleźć odpowiedź. Powiedziałam, że 2 miesiące, żeby ewentualne wady i choroby miały czas się pokazać, a 1,5 roku, żeby było jak najkrócej bez matki i żeby choroba sieroca nie była zbyt rozwinięta. I tu poczułam się jak zła kobieta, która chce dopasować sobie jak najfajniejsze dziecko. A nie jest tak:( I zaczęłam się z tego wycofywać i było jeszcze gorzej. Za to mój mąż powiedział po prostu, że chciałby dziecku towarzyszyć na każdym etapie jego życia. Czemu ja na to nie wpadłam?? Tylko wypaliłam o jakichś chorobach.
Powiedziałam im, że mam całą biblioteczkę książek o adopcji, wyraziły chęć,żeby je zobaczyć. Poszliśmy na górę i zbladłam, zapomniałam, że większość tych książek dałam mamie...Więc wspomniana przeze mnie biblioteczka była prawie pusta, miałam raptem jedną książkę o adopcji... Taki niewypał.
Za to plus jest taki, że podobał im się dom:) Chociaż tyle.
Teraz znów czekamy na telefon. Jeśli jednak nie dałam tak bardzo ciała, to dostaniemy od razu kwalifikację na kurs. Jeśli nie, zaproszą nas na kolejną wizytę w ośrodku. Testy będziemy analizować już na kursie.
Chciałam więcej, chciałam, żeby wiedziały, że pragniemy tego dziecka najbardziej na świecie, że jesteśmy na nie gotowi, że będziemy dobrymi rodzicami.
Wiem, że panie psycholożki podejmą dobrą decyzje. Dobrą dla dziecka. A my możemy teraz tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać:)
Dziewczyny, może jest wśród czytających jakaś adopcyjna mama? Chyba potrzebuję pocieszenia, zapewnienia, że będzie dobrze, że może u kogoś innego było podobnie?

poniedziałek, 18 lipca 2016

Zwarci i gotowi:)

To już jutro! Dom błyszczy, życiorysy napisane, progi zamontowane, ciasto w piekarniku (bez cukru;), jest dobrze:)
Trzymajcie kciuki cobyśmy się nadali:)

wtorek, 12 lipca 2016

I znów czekamy:)

Ale to jest już całkiem inne, miłe czekanie:) No dobra, jest lekki stresik, co z tymi testami, ale poza tym, dobrze jest czekać wiedząc, że jest na co:) Progi zamontowane, listwy też, nawet kabina prysznicowa jest:) Czekamy na wizytę domową. Miała być wczoraj, ale przełożyli na 19 lipca.
A w głowie się dzieje, oj dzieje:) Nie powinnam jeszcze myśleć o takich rzeczach, wiem, że jest zdecydowanie za wcześnie, ale nie mogę się powstrzymać! I w myślach już urządzam pokoik :D Właściwie robiliśmy go pod dziecko, więc nie ma w nim zbyt wiele pracy. Chciałabym tylko coś na ścianie namalować, jakieś chmurki od szablonu, krople wody, takie tam:) Jakiś dywanik, fotel może, kosze na zabawki...Wszystko to już widzę oczami wyobraźni:) I jest dobrze, naprawdę. Chyba o to chodziło, chyba w końcu znalazłam swoją drogę, w tym całym chaosie, stresie, pogoni za ciążą, wypatrywaniu dwóch kresek, faszerowaniu się hormonami...To już za mną. Teraz będzie już tak:
Albo tak:)
Czy ja zwariowałam? :D

środa, 6 lipca 2016

Testy

Im bliżej wizyty w domu, tym częściej myślę, że źle nam poszły te testy:( Było mnóstwo pytań, w sumie ponad 300. Nie konsultowaliśmy się ze sobą, potem zobaczyłam, że ja miałam bardzo dużo skrajnych odpowiedzi (zdecydowanie się zgadzam/nie zgadzam), a mąż więcej neutralnych. Czytałam, że czasem pary są wysyłane na terapię. Myślę, że my bardzo do siebie pasujemy, i nie mogłam lepiej trafić. Ja - tylko yang, na dzikiej świni robiona, jak mawiała moja prababcia, on - zen:) W sumie wychodzi na zero:) Ale co powie psycholog?
Z drugiej strony myślę, że chodzi tu tylko o dobro dziecka. Jeśli ktoś uzna, że potrzebujemy terapii, to na nią pójdziemy. Nie będziemy obrażać się na ośrodek, tylko wysłuchamy rad i zrobimy wszystko, żeby uznali, że nadajemy się na rodziców.
Wizyta będzie w poniedziałek i już malujemy trawę na zielono;) Mieszkamy już trzy lata, a nadal gdzieniegdzie świeciła prowizorka. Więc montujemy brakujące listwy, progi, myjemy szafki itd. Nawet kazałam mężowi drewna narąbać, żeby półka na drewno nie stała pusta, bo z tyłu wiszą kable. Spacyfikował mnie przy kabinie prysznicowej. Zepsuła się i też chciałam ją na hura wymieniać (na dzikiej świni robiona), ale wytłumaczył mi, że awaria może zdarzyć się zawsze i każdemu i nie ma wpływu na to, czy nadajesz się na rodzica czy nie. Chyba mnie przekonał:) Przy psie to zawsze brudno, więc do roboty!


columns
main
content
It is your responsibility to notify your visitors about cookies used and data collected on your blog. Blogger makes a standard notification available for you to use on your blog, and you can customize it or replace with your own notice. See /blogger.com/go/cookiechoices for more details.