Wczoraj spotkało mnie coś niesamowitego. Byłam w klinice na wizycie, takiej podsumowującej leczenie. Jak tylko tam weszłam, coś mnie uderzyło, coś było nie tak, jak podczas moich wcześniejszych tam pobytów. Nie wiedziałam na początku o co chodzi, ale już po chwili dotarło to do mnie z całą mocą. Smutek. Żal. Brak uśmiechu, niespełnione nadzieje, rozpadające się związki, cisza, oczekiwanie, rozczarowanie, gorzki smak łez. Ściany kliniki aż od tego puchną, wszystko jest przesiąknięte tym ogromnym smutkiem. Jak się cieszę, że to już za nami! Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść i nigdy nie wracać. Po raz kolejny pomyślałam, jak cudowne jest to, co teraz robimy, jaki to ma dla nas ogromny sens. Przypomniałam sobie nas, czekających na wizytę, transfer, już nawet nie mających nadziei, ale idących w to do końca. Nie mogę powiedzieć, że tego żałuję, bo musieliśmy zrobić wszystko, co możliwe, żeby być tu, gdzie jesteśmy teraz, z czystym sumieniem. Ale nigdy więcej!Te dziewczyny, które dopiero zaczynają stymulację, jeszcze uśmiechnięte, ale już przerażone. Ile z nich będzie siedziało na tym korytarzu za kilka miesięcy, z coraz słabszą nadzieją, z coraz większą depresją?
I potem pomyślałam sobie o naszym kursie. Gdzie wszyscy są radośni, odprężeni, w dobrym humorze. I nie mogłam się doczekać kolejnej sesji! My też mamy nadzieję, ale mamy też 99% szansy na jej spełnienie. Teraz już nikt i nic nie odbierze nam marzeń o dziecku. Odbębniłam wizytę, wyszłam na ulicę i miałam ochotę podskoczyć z radości, że już wiem, że jestem na najlepszej drodze, że cieszę się tak, jak chyba nigdy. Że teraz mam taki przeogromny spokój w sercu, poczucie, że to co robimy ma głębsze znaczenie. Miałam ochotę mówić o tym obcym ludziom, których mijałam:)
Wiecie, co poczułam?
WOLNOŚĆ ♥
Ja też się cieszę,że in vitro mam za sobą.To był chyba najgorszy okres w moim życiu.Ten emocjonalny rollercoaster mnie wykończył.
OdpowiedzUsuńTeraz przynajmniej wiesz,że TO dziecko gdzieś tam jest i czeka na Was.In vitro to wieczne oczekiwanie bez pewności,że zakończy się sukcesem.Kama, powodzenia w drodze do macierzyństwa;*
Dzięki kochana! Dla nas też to był rollercoaster, a teraz jest tak, jak powinno być od początku:)
UsuńCudownie :) Ciesze sie razem z Wami! Zycze , aby jak najszybciej odnalazlo sie Wasze dzieciatko. Bedziesz wspaniala mama ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję♥
Usuńczy wiem co poczułaś? W pełni tego stwierdzenia TAK! pamiętam jak starając się o maluszka biologicznego tułaliśmy się po 7 lekarzach, 3 klinikach, z każdym badaniem gorszym od poprzedniego, gdzie mało kto już nawet chciał nam dać nadzieję... Ja potrzebowałam czasu do decyzji o adopcji i każda wizyta w ośrodku mnie w tym upewniała! Na początku myślałam że będę brnęła jeszcze obiema drogami i leczenia i adopcji, ale szybko zrozumiałam, że to nie ma sensu. Myślę że człowiek musi to w sobie poczuć, bo każda z nas chce zrobić WSZYSTKO by zobaczyć II kreski. Ale trzeba umieć sobie postawić granicę bo dwóch srok za ogon nie da się trzymać cały czas. Gratuluję Ci zamknięcia pewnego etapu i wierz mi że teraz adopcja i droga którą kroczycie przyniesie Ci jeszcze więcej spełnienia! Daję na to moje słowo! Czekam na dalsze pozytywne wieści!!! <3 :*
OdpowiedzUsuńStaraczkaAga
Teraz dopiero czuję, że ten etap naprawdę zamknęłam. Trzymam Cię za słowo:) Chociaż już teraz czuję, że to jest to, czego zawsze chciałam:)
UsuńNajważniejsze w niepłodności to pogodzenie się z niepowodzeniem. To dopiero daje wolność i dzięki temu można iść dalej.
OdpowiedzUsuńChciałabym być tak odważna jak Ty...
Póki co nadal nie pogodziłam się z tym, że mogłabym nie urodzić dziecka...
Dalej chcę walczyć, brakuje mi stymulacji, tej nadziei:(
Na adopcje nie mamy czas. Nie jesteśmy małżeństwem. Żeby zacząć proces adopcji trzeba mieć jakiś staż małżeński...
Póki co droga do adopcji jest dla nas zamknięta. A czas ucieka...
Boję się tego, że nie doczekam urodzenia dziecka, a na adopcje będzie juz za późno :(((
My w momencie składania podania byliśmy pół roku po ślubie😊Musisz sobie zadać pytanie,czy najważniejsze dla Ciebie to bycie w ciąży czy posiadanie dziecka,dla mnie najważniejsze jest to drugie.Ale łatwo nie było,trochę czasu zajęło mi ostateczne pogodzenie się może nie z porażką,bo tak bym tego nie nazwała,a z rzeczywistością.Trzymam za Ciebie kciuki💜
UsuńPięknie to napisałaś ♡ i teraz wreszcie nastał szczęśliwy czas oczekiwania :-)
OdpowiedzUsuńByle nie był za długi😉
UsuńNapisałaś dokładnie to co ja poczułam kończąć rozdział walki o ciązę a zaczynając walkę o dziecko.
OdpowiedzUsuńMoje uczucia są identyczne i ta WOLNOŚĆ jest ....hmmm taka prawdziwa. W momencie kiedy dostaliśmy oficjalną decyzje ze zaczynamy kurs , zaczeliśmy Nowe Życie. W przenośni i dosłownie. Wywaliliśmy wszystko z domu. Zostało łóżko które kupiliśmy całkiem niedawno ( stare ledwo zipało, miało 15 lat bo nie było nas stać by kupić nowe...leki , wizyty, zabiegi). Dziś skończyliśmy zakładać nowe podłogi, przed nami jeszcze wiele pracy...ale jakiej przyjemnej. Padam na pysk ale upiekłam z tego szczęścia upieklam szarlotkę. Boziu jak pięknie pachnie. Popijam herbatkę, jem szarlotkę i pisze do Ciebie.
Jestem szczęśliwa . Będziemy mieli dziecko. Jestem w Adociąży <3
Kinia strasznie się cieszę i z całej siły trzymam za Ciebie kciuki😘Ta nasza ciąża jest cudowna prawda?😊
UsuńPrawda :*
UsuńTo się nazywa pogodzenie z sytuację. Świetnie, że poczułaś tę wolność i jesteś pewna decyzji. Wiesz, że to nie wybór zamiast, ale prawdziwe pragnienie.
OdpowiedzUsuńChciałabym też to poczuć ☺ mieć już za sobą leczenie. Ale na wszystko przyjdzie czas. Wierzę, że kiedyś też poczuje tę wolność od tego bagna niepłodności. Trzymam mocno kciuki za Was. Chociaż Wy już wygraliście z nieplodnoscią. Pokazaliście jej środkowy palec 😊
OdpowiedzUsuńI to z jaką przyjemnością;)
UsuńJak wspaniale Cię teraz czytać. Cieszę się z tych pozytywnych uczuć, które Cię przepełniają. Te dobre emocje udzielają się wręcz przez monitor. Kibicuję i trzymam kciuki, byście jak najszybciej spotkali się ze swoim dzieckiem.
OdpowiedzUsuńDzięki Malwa♥
UsuńMoc pozytywnych emocji bije z Twoich slow. Zycze duzo powodzenia! ;-)
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem, o czym piszesz! Idąc do kliniki na wizytę, parę dni po odebraniu wyników (były złe), czułam to samo. Ogromną radość, że to wszystko się kończy! Od dawna czułam, że adopcja to moja droga. Ewa (już mama:)
OdpowiedzUsuńO matko ! Miałam dokładnie takie same odczucia! IDENTYCZNE ! Kiedy wreszcie zakończyliśmy starania o ciążę i zaczęliśmy nasz kurs w OA - miałam wrażenie, jakby jakiś ogromny kamol spadł mi z serca i potoczył się z wielkim hukiem po podłodze :)
OdpowiedzUsuńI ja miałam podobnie. Jakbym zrzuciła z siebie jakiś ogromny ciężar. Jakbym schudła dobrych kilkanaście kilogramów. To była jedna z najlepszych decyzji w życiu. a jej skutek, jak najbardziej pozytywny... Słodki Urwis. Teraz nawet nie czuję negatywnych emocji, jak jestem w klinice na corocznym przeglądzie. Szkoda mi tylko tych wszystkich smutnych par.
OdpowiedzUsuń