Wczoraj minęły dwa miesiące odkąd skończyliśmy kurs. Myślałam, że będzie gorzej. Że będzie się strasznie dłużyło. Ale ostatecznie nie jest tak źle. Czekamy sobie spokojnie, te lata starań nauczyły nas cierpliwości. Szczególnie mnie. Poza tym, jak już wiadomo, że czekamy na coś, czego jesteśmy pewni, co na pewno nastąpi, jest zdecydowanie łatwiej. Czasem się tylko zastanawiam, jakie będzie nasze dziecko. Czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka:) Czy będzie podobne do mnie, czy do męża. Jakie będzie miało włoski. Jak będziemy sobie radzić jako rodzice? Bardzo bym chciała być bliskim rodzicem, jestem zafascynowana rodzicielstwem bliskości. Ale czy nam się uda? Na papierze wygląda to wręcz bajkowo, ale wiadomo, życie to życie, może być różnie. Mam takie momenty, że bardzo się boję. Tego, jak bardzo zmieni się nasze życie i czy sobie z tym wszystkim poradzimy. Ale dużo częściej jestem po prostu spokojna.
Jak wrócę, kupimy łóżeczko. Nie będziemy go składać, będzie sobie stało w pokoju w pudle i czekało na malucha. Wybraliśmy proste, ale większe, które się rozkłada i służy później jako tapczanik dla trochę starszego malca:
Ładne prawda?
Czuję, że jeszcze trochę poczekamy. Ostatnio dowiedziałam się, że w mieście, gdzie pracuje ktoś z mojej rodziny, rodzina zastępcza przekazywała dziecko rodzinie adopcyjnej. Półroczne dziecko. Czekali na nie 3 lata. Wprawdzie przenosili się w międzyczasie z jednego ośrodka do drugiego, ale mimo wszystko, 3 lata to szmat czasu:( Mam nadzieję, że z noworodkiem będzie jednak szybciej.
No więc siedzę w hotelu, tęsknię za mężem, za psem, czytam, chodzę do pracy i jakoś ten czas leci.
Będzie dobrze:)