Przeczytałam na jakimś forum post, który dał mi do myślenia, żeby nie powiedzieć, że troszkę podziałał mi na nerwy. Cytuję: "Pisze bo chce abyście się nigdy nie poddawaly w walce o wasze szczęście. Nam się udało dopiero po 7 latach, jednak warto było."
Czy my się poddaliśmy? Czy powinniśmy dalej walczyć? Myślę, że czasem trzeba pomyśleć o sobie, o swoim zdrowiu, o stanie swojego organizmu, o rodzinie, o mężu, o psychice. Ocenić, jak walka z niepłodnością wpływa na nasze życie, czy nie jest czasem jak tsunami, które niszczy wszystko to, co przez lata udało nam się zbudować. Trzeba umieć powiedzieć sobie, że to koniec. Przyznać się do tego i to zaakceptować. I nie traktować tego jak porażki. Pamiętam, jak ciężkie to było dla mnie. I rozumiem, że niektórym może się wydawać niemożliwe. Ja też płakałam nad sobą. Płakałam nad moją niepłodnością, płakałam, myśląc, że nie mogę mieć dzieci. To zdanie tłukło mi się po głowie, dudniło jak echo i uruchamiało potoki łez.
Myślę, że czasem trzeba powiedzieć dość. Poddać się? Nie, my się nie poddaliśmy, my po prostu idziemy już nową drogą.
I dzięki temu w końcu zrozumiałam, że ja mogę mieć dzieci! Ja mogę je nosić, przytulać, może nawet karmić piersią, kochać. Ja mogę być matką! Jedyne, czego nie mogę, to być w ciąży.
Walkę czasem się przegrywa. Ale to nie oznacza poddania się. Sztuką jest przegrać i umieć iść dalej z podniesioną głową, wyciągając z tej trudnej życiowej lekcji najwięcej jak się da. Tak naprawdę nawet nie wiem, czy przegraliśmy. Jak teraz o tym myślę, to coraz bardziej wydaje mi się, że my tak naprawdę coś wygraliśmy:) Jakąś nową świadomość siebie, swoich możliwości, siły naszego uczucia, trwałości małżeństwa, a na końcu miłość tego małego człowieka, na którego już nie możemy się doczekać...
Warto postawić sobie granice ale tak na prawdę, z pełną tego wyboru świadomością.Czasem jest to trudne,czasem nic więcej już nie pozostaje.Ważne,żeby się w tej pogoni nie zatracić.Zatracić siebie, poczucia własnej wartości, kobiecości, małżeństwa, związku.
OdpowiedzUsuńNie poddaliście się.Skręciliście na rozdrożu..Mam nadzieję,że ta droga zaprowadzi Was do szczęścia.Najważniejsze to pogodzić się z pewnymi faktami, nie szarpać się, nie walczyć za wszelką cenę.
Kama, myślę,że wybraliście najlepszą dla Was drogę,a niedługo obdarzysz miłością jakąś kruszynkę, która świata poza Wami widzieć nie będzie.Powodzenia mamo!
Dziękuję:)Ja też myślę, że wybraliśmy najlepszą dla nas drogę w danym momencie.
UsuńGdy po 2 stymulacji do ivf powiedzieliśmy dość też słyszeliśmy głosy, że nie można się poddawać, że ludzie wielokrotnie próbują. Jednak my myśleliśmy nad tym. Patrzyliśmy jakie koszty to za sobą pociąga. Kolejne leki nie były obojętne dla mojego organizmu. Poza tym odbijało się to i na mojej psychice, i na małżeństwie. Teraz gdy dajemy sobie jeszcze pewien czas na starania a potem jeśli się nie uda, chcemy powiedzieć dość i obrać inną drogę (taką jak Wy) znowu słyszymy, że nie można tracić nadziei, nie można się poddawać.
OdpowiedzUsuńTak ciężko niektórym pojąć, że ja chcę być mamą a nie koniecznie by nią być muszę być w ciąży. Mój mąż chce być tatą, co niekoniecznie musi wiązać się z przekazaniem tzw. genów.
Najważniejsze, żeby nasze decyzje i wybory były naszymi, przemyślanymi i takimi jakich chcemy.
Ja jestem zdania, że nic za wszelką cenę. I jeśli to jest ten tekst o którym myślę, to wolę nie być w ciąży niż stawać przed takimi wyborami jak autorka.
Podjęliście najlepszą dla Was decyzję. Poza tym, że zyskaliście nową świadomość siebie, wstąpiliście na nową drogę i odkrywacie nowe - jeśli wyjść poza perspektywę Waszej rodziny - robicie coś wielkiego i ważnego dla świata!
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię tego typu tekstów:"nam się udało"przecież nie każdemu się "udaje"i to nie znaczy że jesteśmy gorsi.Tak samo na mnie działają teksty:"a może teraz po adopcji się odblokujesz i zajdziesz w ciąże ,znam wiele takich par".Mam dwoje adoptowanych dzieci,od pierwszej adopcji minęło siedem lat i jakoś się nie odblokowałam,może jakaś wybrakowana jestem czy co:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń