Czas na nowo zapisać tę datę w kalendarzu. Mój tato nie żyje od 12 lat, zmarł jak miałam 23 lata. Od tamtej pory zapomniałam o 23 czerwca, właściwie celowo, żeby było mi mniej smutno. Choć kwiaty na cmentarz zanoszę co roku.
TATO
Najważniejszy mężczyzna w życiu każdej córki. Mój był wspaniałym człowiekiem. Dobrym, honorowym, mądrym, dobrze wychowanym, bardzo inteligentnym. I jakim przystojnym! I młodym, dla mnie zawsze młodym, bo zmarł w wieku 44 lat. Mam tyle wspaniałych wspomnień, pamiętam, jak był w wojsku i wracał do nas na stopa, pamiętam jego ogoloną po wojskowemu głowę. Ile mógł mieć wtedy lat? Na pewno był młodszy niż ja teraz. I pamiętam też, jak był na studiach, ale to już musiała być końcówka. Jak przywoził nam różne rzeczy, które gdzieś "rzucili", a jemu udało się je zdobyć, typu suszarkę do bielizny;) Nasze przejażdżki motorem po okolicznych polach, to było super! Pamiętam, jak mama krzyczała do mnie, żebym się mocno trzymała, a ja śmiałam się, bo wiedziałam, że i tak nie spadnę. Byłam typową córeczką tatusia i było mi z tym cholernie dobrze. A potem był wypadek, kiedy byłam za granicą, i nawet się z nim nie pożegnałam, nie powiedziałam mu tylu rzeczy. Ciągle tego żałuję i pamiętam, żeby mojemu mężowi, i teraz synowi, jak najczęściej mówić, jak bardzo ich kocham. Teraz jednak bardziej żałuję tego, że Tato nie poznał ani mojego męża, ani Rysia.
MĄŻ
Pamiętam jak zaczęliśmy się spotykać i wszyscy mówili mi, że nie jest w moim typie;) No bo tak, ja wariatka z nałogami (tak tak, paliłam papierosy, ależ to były czasy;), gaduła straszna, zawsze w biegu, zawsze głośna, niecierpliwa, i on, milczek i oaza spokoju. Chyba nikt tak do mnie nie pasuje jak on, bo nikt nie potrafiłby tak mnie zrównoważyć jak on właśnie. Trochę przy nim "okrzepłam". Był zawsze przy mnie, wspierał mnie i pomagał się podnieść, kiedy myślałam, że nie dam więcej rady. Te wszystkie lata starań o biologiczne dziecko były dla nas mocno obciążające, a on nigdy nie pisnął nawet, że ma dość. Zawsze był w tym ze mną na 200%. Czekał na mnie przy każdej punkcji, schodził do Lidla i kupował ciastka, żebym zjadła coś dobrego po:) Robił wszystkie badania, robił wszystko, żeby się udało. Ale najważniejsze, że zawsze mówił mi, że CO BY SIĘ NIE WYDARZYŁO, będzie dobrze. Co by się nie wydarzyło. Od początku zakładał, że może się nie udać i pomógł mi się do tego przyznać samej przed sobą, a później pogodzić. Nigdy nie dał mi odczuć, że jest zawiedziony, a przecież wiem, jak bardzo chciał mieć dziecko. I te słowa, które upewniły mnie jeszcze bardziej, że adopcja to jest nasza droga. Kiedy powiedział, że nawet jeśli będziemy mieli biologiczne dziecko, to i tak chce adoptować. Patrzę teraz na niego i widzę, jak kocha Rysia:) Śmieszny jest jak mówi, że był u lekarza i obserwował dzieci, i że nasze jest jednak najpiękniejsze:)
Bardzo się cieszę, że znów będę obchodzić Dzień Taty, tym razem z moim mężem i synem. Chyba ten dzień jest dla mnie nawet ważniejszy niż Dzień Matki, bo ten jednak obchodzę co roku z moją mamą.
Taki prezent dostanie w tym roku tatuś od swojego synka:
No dobra, sobie też kupiłam, nie mogłam się powstrzymać:)