23 lipca ochrzciliśmy naszego syna. Pierwszy raz Ryś poznał całą naszą rodzinę:) Przyjechali dziadkowie z zagranicy, ciocia z małym kuzynem Rysia i wujek, który był chrzestnym. Impreza była zaplanowana na ogrodzie mojej mamy, miało był luźno, bez spiny, miło i rodzinnie. I tak było, tyle że pogoda spłatała nam figla i zaraz po powrocie z kościoła zerwała się wichura i zaczęło lać jak z cebra. Mieliśmy ustawione takie pół-namioty, których dachy miały nas chronić przed słońcem, panowie stali przez pół godziny i trzymali nogi tej konstrukcji, coby nie odleciała w siną dal:) Na szczęście wichura przeszła i mogliśmy zasiąść do stołów. Ja zasiadłam tak niefortunnie, że przy jakimś podmuchu wiatru cała woda, która zabrała się na materiałowym dachu namiotu wylądowała na mojej głowie i sukience! Myślałam, że dostanę zawału, jakby ktoś chlusnął mi w twarz wiadrem wody. Takie moje odnowienie chrztu, tyle że w naturze;)
Bardzo się cieszyłam na przyjazd teściów, chciałam bardzo, żeby poznali naszego rozkosznego chłopca. Niestety okazało się, że w ich rodzinie już jest jeden rozkoszny wnuk, syn mojej szwagierki...Dla Rysia zabrakło miejsca. Było mi bardzo przykro, bo gołym okiem było widać, jak różnie traktują wnuków. Wątpię, żeby chodziło o adopcję, raczej fakt, że z tamtym spędzają dużo więcej czasu, poza tym to syn córki, może to jest powód, nie wiem, grunt, że Ryś był mniej ważny. Ani razu nie wyszli z nim na spacer. No trudno.
Do chrztu nasz ksiądz zażyczył sobie postanowienie z sądu, że prawnie jesteśmy rodzicami Rysia. Nasza rozprawa odbyła się pod koniec czerwca, bałam się, że będzie ciężko, ale poszłam zapytać. To było dzień po uprawomocnieniu się wyroku. W sądzie powiedzieli mi, że oni nic takiego nie wydają, bo na postanowieniu są dane matki biologicznej. Logiczne. Powiedzieli mi za to, że jeśli zależy mi na czasie, to dadzą mi wniosek do USC, który normalnie wysyłają pocztą, i mogę pójść osobiście zarejestrować dziecko i dostać akt urodzenia. Tak też zrobiłam i od 19 lipca jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami najważniejszego i najbardziej wyczekanego dokumentu -
aktu urodzenia naszego dziecka z naszymi nazwiskami w rubryce Rodzice:)
Mamy też jego nowy pesel.
Od momentu kiedy poznaliśmy Rysia, do momentu otrzymania aktu minęły 4 miesiące. Myślę, że to fantastyczne tempo i naprawdę nie mogę narzekać na sądy czy w ogóle na administrację, u nas wszystko zadziałało bardzo sprawnie.
A teraz o Rysiu. Mały ma 4,5 miesiąca. Mam wrażenie, że zostaliśmy zasypani lawiną kamieni milowych i innych skoków rozwojowych;) Ryś zaczął przewracać się z plecków na brzuszek i właściwie od tej pory nie uznaje żadnej innej pozycji. Jest to dość kłopotliwe zwłaszcza przy zmianie pieluchy;) Mało tego, oczywiście nie wystarcza mu leżenie na brzuszku, teraz ma ochotę się poruszać! Próbuje przesunąć się do zabawki, śmiesznie podciągając pupę do góry i zginając nóżki w kolanach. Zanim się obejrzymy zacznie raczkować. Ciągnie głowę do siadu. Przesiedliśmy się do spacerówki, bo gondola coraz bardziej parzy (oczywiście zachowujemy pozycję leżącą:) Przekłada zabawki z rączki do rączki. Ma łaskotki! Śmieje się jak szalony jak łaskoczę go po brzuszku:) Naszą radość psują trochę dolegliwości związane z braniem antybiotyku, ale i te za moment powinny się skończyć, bo leczenie zakończyliśmy wczoraj rano. Czekamy teraz na wynik kontrolnego badania moczu. Mam nadzieję, że po bakterii nie ma śladu.
Jak tylko jego brzuszek dobrze się poczuje,chcemy zacząć rozszerzać dietę, myślę, że w przyszłym tygodniu. Ale będzie zabawa! :) A jeszcze niedawno był taki malutki...