Kiedy w naszym życiu pojawił się Ryś, mój mąż był zupełnie unieruchomiony. Leżał plackiem lub siedział z nogą na kanapie. Był po dość rozległej operacji kolana. Ruszył się tylko dwa razy: pierwszy raz, gdy pojechaliśmy do Ośrodka, a następnie do szpitala poznać naszego syna, i po raz drugi, gdy zabieraliśmy małego do domu. Kuśtykał o kulach i bardzo się męczył. Od początku była u nas moja mama, która pomagała mi kąpać małego, usypiać, lulać, nosić...robiła wszystko, co powinien robić tata, łącznie ze złożeniem łóżeczka. Do męża należało karmienie i przytulanie. Obserwowałam w tym czasie jego ogromną frustrację i żal, że nie może dobrze zająć się własnym dzieckiem. Przez jego ograniczone możliwości ruchowe więź między nimi tworzyła się wolniej, niż między mną a Rysiem. Nie było nam łatwo. Po miesiącu mama wróciła do siebie, a my zostaliśmy sami. Mąż towarzyszył nam przy kąpieli, ale ciągle to ja przynosiłam wypełnioną wodą wanienkę, trzymałam Rysia, myłam, ubierałam. Potem oddawałam go tacie, który go karmił, i w końcu nosiłam dopóki nie zasnął. Sama chodziłam na spacery.
Ale powoli, z dnia na dzień, mąż coraz bardziej angażował się w opiekę nad małym. Najpierw było noszenie, z początku w miejscu, bez spacerowania po pokoju, ale widziałam, że i jednemu, i drugiemu bardzo tego brakowało, szczególnie tacie. Może mój mąż nie ma jakiejś mega szerokiej klatki piersiowej (sorry kochanie;), ale jednak męska klata to męska klata, Ryś wtulał się w nią z ogromną radością:) Później doszło kołysanie do snu po karmieniu. A w końcu wyszliśmy na pierwszy wspólny spacer, całą trójką. Eh, jaka ta była przyjemność:) Oczywiście tato pchał wózek:)
Dziś mąż robi przy małym to co ja. Gdy wraca z pracy, Ryś wita go swoim najpiękniejszym uśmiechem, przy którym w prawym policzku robi mu się uroczy dołek:) Tulą się do siebie, tata go całuje, przytula, i ma w oczach nieskończoną miłość. Miłość, która może nie wybuchła na samym początku z całą siłą, ale za to mogłam obserwować, jak rodzi się dzień po dniu, jak silna staje się więź ojca i syna, jak zmienia się ich relacja. W dodatku wszyscy mówią, że Ryś to cały tata, a wtedy tata pęcznieje z dumy:)
Dziś mój mąż za syna oddałby życie. Troszczy się o niego, nie dałby zrobić mu krzywdy. Wieczór należy do nich, po kąpieli zamykam drzwi do pokoju Rysia, mąż go karmi i usypia. To jest ich czas.
To nasz siódmy miesiąc razem i nie wyobrażam już sobie, że nasze życie mogłoby wyglądać inaczej. Jest idealnie. Pomimo nieprzespanych nocy, dziennego zmęczenia Rysiowym marudzeniem, bolących ramion od dźwigania tych kochanych 10kg:) Jego rozbrajający śmiech załatwia wszystko:)