> > : października 2017
corrects IE6 width calculation

czwartek, 26 października 2017

Lukru nie będzie

Tyle było już tekstów o przelukrowanym macierzyństwie. U mnie też cukierkowo nie jest. Szczerze mówiąc, czasem padam na ryj. Ostatnio częściej. Ryś ma kiepski czas, nie śpi w nocy, nie śpi w dzień, nie śpi na spacerze.
Budzi się o 6h, staram się go przetrzymać ok. 4 godziny do drzemki, i rano nie jest jeszcze najgorzej, bawimy się, mnie udaje się zjeść śniadanie. Zwykle nie wytrzymuje tych czterech godzin, kładę go przed 10h, zasypia praktycznie od razu, i śpi...20 minut, do pół godziny. Starcza mi czasu na ogarnięcie kuchni po śniadaniu. I potem się zaczyna. Sam bawi się jakieś 10 minut, zresztą ze mną podobnie. I marudzi. Nie daje się ubrać, na spacerze marudzi, w krzesełku marudzi, na macie marudzi, na plecach marudzi, na brzuchu marudzi...i tak w kółko. Staram się gotować mu jakieś fajne obiadki, robię to w międzyczasie, jak nie akurat nie płacze. O drugiej drzemce można pomarzyć. Zwykle nie daje się w ogóle położyć, a jak już mi się uda, to budzi się po 15 minutach.
A gdzie jakiś obiad? Pranie? O sprzątaniu już nawet nie wspomnę. Dobrze, że jest ten kojec, to chociaż dziecko nie leży na sierści psa. Ha! Zapomniałam o psie. Łazi za mną krok w krok, staje mi na drodze jak osioł i się o niego potykam, zwykle wtedy, kiedy niosę Rysia. Jak udaje mi się uspać małego, to pies oczywiście ma potrzebę, żeby sobie szczeknąć. Albo popiszczeć. Chce wyjść, wejść, wyjść, wejść, wyjść, wejść, wyjść, wejść...aaaaaaa!  Jak karmię dziecko, to oczywiście stoi tuż przy jego twarzy. Nie mogę się nawet spokojnie wysikać za przeproszeniem, bo, oczywiście, drzwi muszą być otwarte i muszę mówić do syna, względnie śpiewać Jadą jadą misie, żeby nie płakał, a pies towarzyszy mi w środku. No dom wariatów. Mąż wraca późno, 17:30h, czasem, np. dziś, jeszcze później, przejmuje wtedy Rysia, a ja, oczywiście, robię wtedy obiad. Którego zazwyczaj nie udaje nam się zjeść, bo Ryś marudzi, jak się go gdziekolwiek odłoży. Więc idziemy go kąpać, mąż go karmi i kładzie spać. Ja w tym czasie ogarniam kuchnię, i jemy jak Ryś śpi. Na szczęście szybko zasypia. (No trudno, napisałam to, pewnie dziś zaśnie o 22h.) Mogłabym iść wtedy spać, ale nie chcę, bo to jedyny moment, kiedy mogę obejrzeć serial, poczytać, napić się herbaty, pogapić w ogień w kominku. I potem jestem nieprzytomna.

Czy to zęby? Nie wiem. Czy jestem złą matką? Pewnie nie, chociaż czasem zdarza mi się stracić cierpliwość. Czy to minie? Boże drogi, mam nadzieję.
Nie piszcie w komentarzach, że jak to minie, to zaczną wychodzić pozostałe zęby, będzie kolejny skok rozwojowy, bunt dwulatka itp. Nie tego teraz potrzebuję☹

A dziś na obiad będzie pizza.


piątek, 20 października 2017

Spaaaaać

Ząbkowanie.
To słowo już zawsze będzie mi się kojarzyło z nieprzespanymi nocami, z brakiem drzemek w ciągu dnia, z marudzeniem, płaczem i bólem mojego dziecka. Ryś ciężko to znosi. Ponoć im później zęby się wyrzynają, tym bardziej boli. Objawy ząbkowania widzę już od kilku dobrych tygodni, ale teraz to jest już apogeum.
Nie pomaga homeopatia, czyli wszystkie czopki, camillie itp. Maści z lidokainą działają chwilę, poza tym podaję je rzadko, no bo to jednak nic dobrego. Paracetamol o tyle o ile.
Mały budzi się w nocy co godzinę, najczęściej z pieluszką tetrową w zębach. Na szczęście najczęściej wystarcza dać mu smoczek i ponownie zasypia. Na kolejną godzinę. Ja już nawet nie marzę o takim luksusie, jak przespana noc. Ja chcę spać chociaż 3 godziny ciągiem...
W dzień nie jest dużo lepiej. Czasem zdarzy się jedna dłuższa drzemka, przerywana płaczem, druga to zwykle 15-20 minut. I marudzenie do wieczora.
Na szczęście widzę światełko w tunelu w postaci dwóch białych kreseczek w dolnym dziąśle. Wiem, że zanim ząbki się przebiją, może minąć jeszcze trochę czasu, ale są, widać je, więc mam nadzieję, że to już niedługo.
W weekend tata będzie do niego wstawał, ale to w zasadzie nic nie zmienia, bo i tak za każdym razem się budzę i nasłuchuję.
Tak wyglądają dziąsła mojego syna:
Choć oczywiście zdjęcie nie oddaje rzeczywistości.

Za to jutro! Ach, jutro! Jutro matka idzie na imprezę:) I mam zamiar napić się wina nawet. Wiadomo, niewiele, ale jednak:)


wtorek, 10 października 2017

Cholera jasna!

No już nie mogę! Od wczoraj chodzę zdołowana i nie do końca potrafię ułożyć sobie w głowie, dlaczego na świecie jest tyle niesprawiedliwości i dziadostwa. Rodzice Filipa walczą o jego życie i nie oszukujmy się kurde, nie zbiorą tych dwóch milionów, zostało 10 dni i nadal brakuje półtora miliona. Pozostaje się modlić, że trafi się jakiś darczyńca, który przekaże im brakującą kwotę zamiast pojechać na kolejne ekstra wypasione wakacje.
A gdzieś jakaś baba, bo nie napiszę matka, chleje wódę i nawet nie wie, że odeszły jej wody. Jeśli w ogóle wiedziała, że była w ciąży. I rodzi pijane bliźnięta, które na wejście w ten cholerny świat mają stwierdzony FAS i prawdopodobnie zrypane życie. A ona nadal będzie chlać. Jeśli trafi do więzienia, to tylko pogłębi się jej patologia. Ciekawe ile pijanych dzieci jeszcze urodzi.
Inna "mamusia" wywala noworodka na śmietnik i idzie w długą. Nie wiadomo, czy chłopiec przeżyje.

Myślę o moim Rysiu i ryczę jak bóbr, bo dziękuję Bogu, że to dziecko miało tyle szczęścia, że jego matka biologiczna nie zrobiła mu krzywdy i urodziła zdrowe, silne dziecko. I nie mogę sobie nawet wyobrazić, że mogło być inaczej. Serce ściska mi się do rozmiarów rodzynka jak pomyślę, że mógł mieć dużo mniej szczęścia. I myślę o tych wszystkich dzieciach, których "matki" miały za nic ich życie. I ja wiem, że nie wolno oceniać, że patologia rodzi patologię, że nie wiem nic o życiu tych kobiet, ale sorry, dziś nie mam dla nich za grosz zrozumienia. Ze swoim życiem niech robią co chcą, ale niech nie krzywdzą dzieci.

poniedziałek, 9 października 2017

7

Jakiś czas temu, jak Ryś był malutki, ściągnęłam sobie aplikację Moje dziecko. Ma kilka fajnych funkcji, m.in. pomaga liczyć tygodnie, pokazuje, jak wspierać rozwój malucha, jak rozszerzać dietę (choć akurat w tym obszarze jest spooooro do poprawy), pomaga śledzić siatki centylowe i takie tam. Sygnalizuje również kolejne etapy w życiu dziecka. I dziś mój telefon zapikał, a aplikacja poinformowała mnie, co powinno umieć 8-miesięczne dziecko . I się popłakałam. Ósmy miesiąc? Mój maluszek, mój słodki, kudłaty bąbelek, skończył 7 miesięcy. Kiedy to minęło?

Z jednej strony jestem bardzo dumna, bo umie już tyle rzeczy, wspaniale się rozwija, jest bardzo ruchliwy, czołga się jak mały komandos, zwłaszcza tam, gdzie mu nie wolno;) Jest taki bystry, wydaje mi się, że zaczyna rozumieć, że różne zdarzenia mają swoje konsekwencje (albo mój matczyny zakochany rozumek chce właśnie to widzieć;) Pięknie je na moich kolanach, lubi poznawać nowe smaki, ślicznie trzyma w rączce chrupka. Bardzo dobrze idzie nam rozrzerzanie diety. Zaczyna coś tam sobie gadać. Śmieje się jak szalony! Za chwilę pewnie zacznie raczkować, bo już kilka razy się przymierzał. Uwielbiam go obserwować. W ciągu dnia śpi w swoim pokoju 2 razy po 2 godziny, co jest moim ogromnym sukcesem, bo do tej pory spał tylko w gondoli. Próby położenia w łóżeczku kończyły się na 20-minutowej drzemce. I tyle. A teraz jestem w raju, bo piję ciepłą kawę, a czasem nawet drzemkę sobie utnę w tym czasie.

Z drugiej strony chciałabym, żeby nie rósł tak szybko, żeby jak najdłużej był moim malutkim syneczkiem, którego mogę nosić, całować i przytulać. Przeraża mnie myśl, że już w sumie niedługo będę musiała oddać go do żłoba...Więc korzystamy, póki czas. Czytamy książeczki, Ryś potrafi się już skupić na dwóch bajeczkach z rzędu, dopiero później zaczyna wkładać sobie książkę do buzi:) Kładę się z nim na macie i pozwalam dotykać mojej twarzy, pokazując mu gdzie mama ma nosek, buzię i oczko. Potem jego palec ląduje w tym oczku, więc przechodzimy do kolejnej zabawy. Chodzimy na spacery, spacerówkę obróciłam mu już przodem do kierunku jazdy i to jest strzał w dziesiątkę, widzi wszystko i podziwia świat. Ciągle czekamy na zęby, co dziennie wydaje mi się, że już są na wylocie, ale nie, ciągle nie widzę tych wyczekiwanych białych kreseczek. Męczy go to strasznie, ślinę produkuje już hektolitrami, do buzi trafia wszystko, łącznie z ogonem psa.

Patrzę z dumą na tego mojego przystojniaka i nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście...Jakżeż ja go kocham! ❤💜


czwartek, 5 października 2017

2 miliony za życie

Nie robię tego, zwykle. Ale kurde, kurde, kurde. Jak to się dzieje. Dlaczego. Tyle kasy. Jeśli można uratować życie, życie dziecka, to dlaczego za tak olbrzymie, niewyobrażalne pieniądze?? Skoro można, to niech żesz do k... nędzy będzie to dostępne dla rodziców tak chorych dzieci. No bo kto jest w stanie zapłacić taką kasę? No kto? Nie rozumiem. Jeśli możecie, pomóżcie.

https://www.siepomaga.pl/filip-banas
columns
main
content
It is your responsibility to notify your visitors about cookies used and data collected on your blog. Blogger makes a standard notification available for you to use on your blog, and you can customize it or replace with your own notice. See /blogger.com/go/cookiechoices for more details.