Powinnam się chyba wytłumaczyć z tak długiej przerwy od blogowania. Chociaż, jak to zwykle bywa, powody są prozaiczne. Otóż najpierw nie miałam za wiele czasu, a potem czekałam na potwierdzenie pewnej wiadomości:) Do napisania mam sporo, bo niemało się wydarzyło przez ten miesiąc. Ale czasu nadal nie przybywa, więc się streszczę w jednym krótkim, acz treściwym poście;)
Po pierwsze żłobek Rysia. Był płacz, bunt, sporo emocji, i oczywiście choroby. Aktualnie borykamy się z gorączką po 40 stopni codziennie i zapaleniem migdałków, chwilę wcześniej było zapalenie oskrzeli. Nie wspomnę o katarze, bo to chyba taki atrybut żłobkowicza...Mały płacze przy odprowadzaniu, ale później na szczęście się uspokaja i chętnie bawi się z dziećmi. Zrobił duże postępy, gada jak najęty, oczywiście w sobie tylko znanym języku, ale mówi, co nas bardzo cieszy. W maju postawił też swoje pierwsze kroczki. Na razie ciągle są to pojedyncze zrywy, niezdarne i chwiejne, ale ma jeszcze czas. Jestem z niego bardzo dumna.
Po drugie moja praca. Wróciłam 7 maja i do tej pory ciężko mi się odnaleźć. Musieliśmy zupełnie przeorganizować nasze życie. Wstajemy o przeraźliwie wczesnej godzinie, bo 5:30 to dla mnie praktycznie środek nocy. Pracuję do 15h i migiem jadę po małego, spacer, obiad, kąpiel i dzień się kończy. A ja ciągle szukam tego czasu, który mieliśmy wcześniej tylko dla siebie. Teraz moje dziecko większą część dnia spędza z dala ode mnie i to mnie naprawdę smuci.
Po trzecie kriotransfer. Pisałam o nim jakiś czas temu, podeszliśmy do niego 23 kwietnia. Dziewięć dni później zrobiłam test ciążowy. Dziś jestem w 7 tygodniu ciąży i noszę w brzuszku centymetrowe Rysiątko z mocno bijącym serduszkiem:)
Ryś będzie miał rodzeństwo:)