Ponoć w tym ostatnim okresie ciąży nasilają się różne obawy i strachy. Nie wiem, czy jest to związane z hormonami, czy naszymi wcześniejszymi doświadczeniami, ale drżę o tego malucha bardzo.
Są dni, gdy czuję się dobrze, mam sporo energii i wszystko jest pięknie. Ale są też takie, i nie wiem, czy nie jest ich więcej, kiedy czuję się bardzo niepewnie. Boli mnie brzuch, coś mnie ciągnie, coś kłuje, coś rozpiera. Synek zwykle jest energiczny, ale czasem zasypia. Zasypia na długo. Objadam się wtedy słodkim, żeby tylko zmusić go do dania mi znaku, że jest, że tylko śpi. Kładę się na lewym boku i liczę ruchy. Plamiłam, trzy razy, na różnych etapach ciąży. Ostatnio w 26 tygodniu. Pędziłam wtedy do szpitala, i za każdym razem słyszałam, że nic się nie dzieje. Dlaczego mnie to nie uspokaja?
Te strachy się zmieniają, najpierw bałam się poronienia i czekałam jak na zbawienie na koniec pierwszego trymestru. Po 22 tygodniu sprawdzałam szanse dziecka na przeżycie w przypadku porodu przedwczesnego. Teraz, gdy już wiem, że moje dziecko najprawdopodobniej przeżyje, nawet jeśli urodzi się dzisiaj, boję się tych najczarniejszych scenariuszy. Tych najgorszych, które nie zdarzają się często, ale się zdarzają. Najbardziej dobiła mnie historia sprzed kilku dni. Zdrowa mama, zdrowa córka. Tydzień przed porodem, na sofie, w domu, pęknięcie pęcherza płodowego, karetką do szpitala, walka o życie matki i dziecka. Niestety, dziecka nie udało się uratować. I co mam zrobić. Nie umiem się odprężyć, nie myśleć o tym.
Boję się porodu. Byłam pewna, że będę rodzić przez cesarskie cięcie, ze względu na laserową korekcję wzroku przy bardzo dużej wadzie, ale nie, prawdopodobnie czeka mnie poród siłami natury. Chcę tego i wolę tak, ale boję się bardzo. Szpitala ciągle nie wybraliśmy. Imienia również...
Boję się, że nie dam rady karmić, a bardzo tego chcę.
Zastanawiam się, skąd u mnie tyle czarnych myśli.
Uspokoję się dopiero wtedy, kiedy poczuję to ciepłe ciałko na mojej piersi, kiedy policzę wszystkie paluszki, kiedy usłyszę jego płacz. I wtedy zaczną się inne strachy, te matczyne, ale te już znam, już nie są mi tak obce i przerażające...