Zanim jeszcze poszłam na zwolnienie, rozmawiałam z moim szefem i opowiadałam mu o którymś usg, na którym widziałam, jak mały ziewa. I ciągle mam w głowie jego komentarz, który odebrałam jakoś tak...negatywnie.
"Zupełnie inny wymiar macierzyństwa, prawda?"
Nie, nieprawda.
Jestem w ciąży, z Rysiem nie byłam. Ale te emocje, które towarzyszyły mi w oczekiwaniu na niego, jeszcze dziś sprawiają, że mam łzy w oczach. Czekałam na niego tak samo mocno, jak czekam teraz na Rysiątko. Chociaż nie. To też nie jest prawda. Na Rysia czekałam bardziej. Na Rysia czekałam całe życie. To on uczynił mnie Mamą. To on zmienił moje życie. Czas oczekiwania na niego zakończył bardzo ciężki etap naszego życia, pełen rozczarowań, żalu, łez, samotności, ciszy. Ten etap trwał tak długo, że czekając na telefon z Ośrodka Adopcyjnego chodziłam z głową w chmurach, bo wtedy byłam już tylko pełna nadziei. To chyba jak w ciąży, co nie? Miałam też mnóstwo obaw, wiadomo. Ale nie były one w stanie zepsuć mojej radości z oczekiwania na dziecko.
Opisywałam już na blogu moment, kiedy zadzwonił do nas ten telefon. A bardziej próbowałam opisać, bo emocje, jakie mi wtedy towarzyszyły, ciężko ubrać w słowa. Być może jest to porównywalne do emocji po porodzie, ale o tym przekonam się za dwa miesiące. Do tej pory to była najszczęśliwsza chwila w moim życiu.
Można by było pomyśleć, że podobna radość towarzyszyła mi, kiedy dowiedziałam się o ciąży. Ale ja nie czułam wtedy radości. Nie takiej, jak można byłoby się spodziewać. To była mieszanina zaskoczenia, niedowierzania, niepewności, strachu. Oczywiście cieszyłam się, że się udało, ale po 7 latach ta ciąża nie była już tak wyczekana, jak wyczekany był Ryś. A poza tym bardzo ciężko było nam w nią uwierzyć. Mówię o samej ciąży, żeby mnie nikt źle nie zrozumiał. Potem to się oczywiście zmieniło, im bliżej terminu porodu, tym mniej czarnych myśli w mojej głowie, a więcej pewności, że wszystko będzie dobrze. I tym to oczekiwanie na drugie dziecko jest bardziej radosne i ekscytujące.
Jestem pewna, że jak Rysiątko pojawi się na świecie, to będzie naszym drugim oczkiem w głowie.
Bo miłość do dzieci to taka miłość, której się nie dzieli na dwoje, tylko mnoży razy dwa.
Do tego postu zainspirował mnie anonimowy komentarz, którego autor stwierdził, że na blogu zrobiło się mało Rysia.
Ryś jest i będzie moim pierwszym, wyczekanym synkiem.
Rysiątko jest i będzie naszym drugim, wyczekanym synkiem.
Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy moimi dziećmi, pomiędzy moim macierzyństwem wtedy i teraz, pomiędzy moimi uczuciami do dzieci. Nie myślę w ogóle o tym, że jedno z nich jest adoptowane, a drugie biologiczne. Nie ma to dla mnie ŻADNEGO znaczenia. Nie myślę o tym na co dzień, często w ogóle o tym nie pamiętam. Moje dzieci są tak samo moje, nieważne, jaką drogą trafiły do naszego życia.
to już tylko dwa miesiące, czas pędzi. trzymam kciuki za spokój w tych ostatnich tygodniach! dla całej waszej... no chyba już czwórki ;-)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to półtora 😊Czas pędzi jak szalony... dziękujemy!
UsuńJesteś Mamą i to najważniejsze. Nie ważne w jaki sposób, jaką drogą. Każda z nich jest piękna i nie ma lepszej, gorszej. Trzymajcie się ciepło:*
OdpowiedzUsuńDziękujemy! A jak u Was Agnieszka? Na jakim jesteście etapie?
UsuńPo prawie 7 miesiącach od złożenia dokumentów jesteśmy teraz w trakcie spotkań z psychologiem i pedagogiem. Jutro mamy 3 ;) Jeśli się uda to może na wiosnę zaczniemy kurs. Na razie wszystko jest dobrze i tylko upewniamy się, że wybraliśmy właściwą drogę. Obaw co prawda jest dużo nadal, ale wszystko omawiamy itp. Powiem Ci, że mam w sobie teraz taki spokój i poczucie, że tak właśnie miało być.
UsuńCieszę się bardzo 😊I bardzo dobrze Cię rozumiem, u mnie było tak samo. Jak już skończyliśmy temat in vitro i ruszyła cała procedura adopcyjna, to poczułam się po prostu wolna. I jakaś taka lekka. Wiedziałam, że to jest to, co powinniśmy byli zrobić już dawno. Życzę Ci, żeby Wasza droga była krótka i szczęśliwa.
UsuńMam nadzieję, że tak właśnie będzie :) Zakończenie leczenia było u nas naprawdę najlepszą decyzją jaką mogliśmy podjąć.
UsuńWiem co czujesz...:-)
OdpowiedzUsuńJa spotykam się np. w rodzinie słowa babci „No nareszcie będziesz mieć prawdziwa córkę... nie no ta tez jest prawdziwa, ale ta to taka prawdziwsza -moja prawnusia”
Niby wiem o co chodzi, stare pokolenie.. nazywa rzeczy po imieniu. Jednak wkurza jak nie wiem, bo ja je kocham tak samo!
Moje dziewczyny prowadzące z ośrodka fajnie to ujęły gdy dowiedziały się o mojej ciąży. Ze każde dziecko przyszlo/przyjdzie inna droga, ale każde z nich jest wyjątkowe! I każda ta droga, choć inna jest piękna i trzeba o niej mówić.
Te dni gdy myśle, ze moja pierwsza córka jest adoptowana sa taka rzadkością... w ogóle o tym nie myśle :-)
Najważniejsze, ze samym sobie nie musimy udowadniać tego co czujemy :-)
Podrawiam:*
Jeśli chodzi o moją rodzinę, to nigdy czegoś takiego nie usłyszałam i wiem, że nie usłyszę 😊Ryś jest ich oczkiem w głowie, zarówno jeśli chodzi o babcię, jak i pradziadków. Nie mówiąc już o moim bracie i jego rodzinie. Póki co spotkałam się z tym dwa razy, i były to sytuacje zacytowane w poście.
UsuńNastawienie rodziny jest tez bardzo ważne...
UsuńU mnie córka też jest oczkiem wszystkich, a i właśnie m.in. tej prababci, ale mimo wszystko słyszę czasami takie słowa. Choć zaznacza, ze jest „nasza” i ją kocha. I w sumie to mi wystarczy... bo chociaż słow dobrze nie dobiera to wiem, że ją kocha :-)
Piękny wpis, aż mam łzy w oczach. Życzę Wam tej miłości do końca świata. Dużo zdrowia i szczęśliwego rozwiązania.
OdpowiedzUsuńDziękuję 😊
UsuńPozytywne nastawienie to polowa sukcesu. Jesli boisz sie porodu to wygooglaj sobie o hipnozie porodowej (tak rodzila Ksiezna Kate)i ja moje trzecie dzieciatko. Porod nie musi byc traumatyczny i bolesny. Pamietaj,ze kazde emocje (te dobre i te zle) Rysiatko odczuwa. Bedzie dobrze!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję 😊Nie boję się samego porodu, raczej tego, że wystąpią jakieś komplikacje. Ale wierzę, że będzie dobrze.
UsuńKomplikacje moga byc,ale nie musza. Najwazniejsze to skupienie - nie mysl co moze sie stac. Badz aktywna i zyj chwila ;-) trzymam mocno kciuki !
UsuńMój brat ma dwójkę dzieci. Córkę, która pojawiła się w dobrodziejstwie razem z jego żoną (to jest jej dziecko z poprzedniego związku ) i synka którego poczęli wspólnie. Moja mama bardzo pokochała małą od samego początku tak jak i mój brat. Kiedy okazało się że będą mieć synka to słyszała komentarze w stylu teraz będziesz prawdziwą babcią. Zawsze się oburzała i mówiła że Hania jest prawdziwa nie sztuczna więc ona jest prawdziwą babcią. Ludzie interesują się czyimś życiem bardziej niż powinni i komentują tak że słabo się robi. Ja się zastanawiam jakie będą komentarz dotyczące tego że będziemy mieli dziecko dzięki in vitro, też pewnie nie jeden mnie zaskoczy. Dużo dobrego dla Was.
OdpowiedzUsuń