Środa.
Nie spałam dobrze tej nocy. Budziłam się co chwilę i byłam niespokojna. Około 4 rano poczułam, że coś się dzieje. Wstałam, poszłam do łazienki i już byłam pewna, że to płyną wody. Spokojnie wróciłam do sypialni, obudziłam męża, ubraliśmy się, wzięliśmy torby i pojechaliśmy do szpitala. Moja mama została z Rysiem. W szpitalu wody płynęły już strumieniem. Przyjęli mnie na oddział przedporodowy i...nic. Nic się nie działo, oprócz ciągle odpływających wód.
Cały dzień spędziłam czekając na jakiś kolejny etap porodu, robiono mi badania, przynoszono okropne jedzenie, jak to w szpitalu. Mąż był ze mną. Skurcze poczułam o północy. Do rana zrobiły się częstsze i silniejsze.
Czwartek.
Skurcze miałam już regularne i silne. Byłam pewna, że wkrótce urodzę. Niestety, mój organizm nie był w pełni gotowy na poród, skurcze nie postępowały, szyjka się nie rozwierała. Około 15h zdecydowano o podaniu oksytocyny. I tu zaczął się najgorszy okres porodu. Pomimo bardzo bolesnych i częstych skurczy, ciągle nie było rozwarcia, a mały nie zsuwał się w kanał rodny. Zmieniono więc sposób podania oksytocyny, dostałam też zastrzyk na zgładzenie szyjki. I tu już zaczął się koszmar. Nie myślałam, że coś może tak boleć. Skurcze miałam praktycznie bez żadnej przerwy, były cholernie bolesne. Wtedy myślałam, że już gorzej nie będzie. Że skoro już czuję, jakby mnie coś od środka rozrywało, to chyba już jest apogeum.
Ale nie.
Przede mną były skurcze parte.
Rodziłam mojego syna na pełnym rozwarciu przez ponad 3 godziny. Od odejścia wód do jego urodzenia minęło 41 godzin. Skurcze miałam przez 23 godziny. A i tak nie udało mi się urodzić go siłami natury. Na końcu nie miałam już siły. Bardzo chciałam go urodzić naturalnie i robiłam co mogłam, żeby tak było. Dałam z siebie wszystko. Byłam wyczerpana, pot spływał ze mnie strumieniami, nie mogłam mówić, nie mogłam oddychać. Wypróbowaliśmy każdą możliwą pozycję. Już było widać główkę, która niestety cofała się do miednicy, jak tylko mijał skurcz i przestawałam przeć. Ostatecznie lekarz, po kilku moich prośbach, zdecydował o wykonaniu cesarskiego cięcia. Nie miałam szans urodzić go naturalnie. Źle wstawił się w kanał rodny, jego główka, zamiast przygięta do klatki piersiowej, była odgięta do tyłu.
Na szczęście synek urodził się cały i zdrowy w czwartek po 23h.
Usłyszałam jego płacz i to był najpiękniejszy dźwięk po tym wysiłku. Podano mi go do twarzy, pocałowałam jego główkę i się rozszlochałam.
Poród był ciężki i nie taki, jak sobie wyobrażałam, ale mimo wszystko wspominam te dwa dni z ogromnym sentymentem, już teraz. Cały czas byliśmy pod opieką, nasz stan był non stop monitorowany, cały czas była przy mnie położna, większą część porodu także mąż. Nie bałam się, wiedziałam, że damy radę. I daliśmy.
Po 3 dniach wyszliśmy do domu i mogłam w końcu przytulić Rysia, za którym bardzo tęskniłam. Nie widziałam go 5 dni, pierwszy raz rozstaliśmy się na tak długo. Płakałam za nim bardzo.
A teraz jesteśmy w czwórkę❤️ Miałam urodzić Rysiątko, a urodziłam piękną ptaszynkę.
W krainie Rysia zamieszkał Rudzik❤️
I spełnia się moje marzenie o karmieniu piersią😊
Coś pięknego <3 chociaż samego porodu nie zazdroszczę... Witaj ptaszyno!
OdpowiedzUsuńJestes bardzo dzielna ze probowalas do samego konca urodzic SN. Ja sie dziwie ze tak dlugo pozwolili Ci rodzic (odezwala sie ta co probowala ponad 20h). Nie ma nic piekniejszego niz uslyszec pierwszy krzyk swojego dziecka. Powodzenia w krainie mlekiem plynacej ;)
OdpowiedzUsuńNo łzy mi same lecą, może jestem taka tkliwa bo u nas 14tc..jesteś silna i uparta, dałaś z siebie wszystko, podziwiam takie kobiety..ja mam za soba 2 cc, panicznie bałam się rodzić sn, stchórzyłam. Jestem pewna, że jak tylko usłyszałaś i zobaczyłaś maleństwo w zapomnienie poszły wszytskie złe chwile. Teraz pozostaje życzyc pełni zdrowia i sił całej rodzince, a Wam prostej i długiej mlecznej drogi bez zakrętów laktacyjnych. Ps. za mna juz 31 mcy i trwa nadal, a w planach tandem ;)
OdpowiedzUsuńA to na pewno:) Jacie, tandem, to jest dopiero wyzwanie dla mamy karmiącej!
UsuńBrr.. Historia mrożąca krew w żyłach, ale jaki piękny finał! I karmienie piersią - naprawdę fantastycznie, że się udało ❤️
OdpowiedzUsuńO matko Kama.. biedaku😘Dzielna babka naprawdę!Cieszę sie,ze wszystko dobrze sie skończyło.Zdrowia i odpoczynku dla Was💐🎈
OdpowiedzUsuńO jejku, przypomniałam sobie, co to za ból. Ależ jesteś dzielna, można uznać, że Twój poród to było dwa w jednym. Całe szczęście, że finał szczęśliwy. Masz cudownych synków, mamo! Gratuluję i bardzo się cieszę, że udało się z karmieniem.
OdpowiedzUsuńJeny, jak cudownie czytać takie wieści :) było- minęło, poród za Wami. Najważniejsze, że jesteście w komplecie, zdrowi i szczęśliwi <3 Dużo zdrówka dla wszystkich! A Rysio jak tam się czuje w roli starszego brata?
OdpowiedzUsuńCiężko...w ogóle ma teraz ciężki okres, ale to historia na kolejny post.
UsuńCzytałam jak jakąś straszną historię o szpitalu...A Ty przecież to wszystko przeżyłaś. To wydarzyło się naprawdę. Dzielna z Ciebie dziewczyna! Mam nadzieję, że to wszystko niedługo stanie się tylko wspomnieniem i szybko dojdziesz do siebie fizycznie. A tymczasem ściskam całą rodzinkę, wszystkiego co najlepsze dla Was <3
OdpowiedzUsuńWspolczuje,ze akcja sie nie rozwinela i ,ze musialas sie bardzo nacierpiec zeby w koncu zakonczylo sie cc. Ja dlugo rodzilam pierwszego synka. Poniekad to wina poloznej. Nikt nie powiedzial mi,ze prze sie dopiero przy partych,a ja parlam z kazdym skurczem,az kiedy w koncu mialam go rodzic to juz sil nie mialam,skurcze ustawaly,a on grzecznie czekal w kanale rodnym. Maz widzial jego wloski. W koncu resztkami sil udalo mi sie urodzic ,ale mialam rozerwanie drugiego stopnia. Ale.. Dotkniecie i wtulenie sie w maluszka wszystko mi wynagrodzilo. Gratuluje i niech teraz wszystko juz bedzie cudownie!!!
OdpowiedzUsuńU mnie też było widać włoski małego...
UsuńI znów przypominam sobie Twój komentarz pod moim porodowym wpisem... A jednak to przeżyłaś. A może nawet i więcej! To ciężkie, ale i wyjątkowe momenty. Wspaniale, że Rudzik - cały i zdrowy - jest już z Wami. Czekam na wpis o reakcji starszego brata. Ściski!
OdpowiedzUsuńPS Cudownej drogi mlecznej :)
Wróciłam do Twojego posta i mojego komentarza. Wtedy byłam pewna, że nigdy czegoś takiego nie przeżyję. A jednak...I zdałam sobie sprawę, że mamy podobne historie porodowe, z tym że u nas stan Rudzika był cały czas dobry i pod kontrolą. No i nie miałam znieczulenia. Zaraz miną 3 tygodnie, a ja już nie pamiętam tego bólu😊
UsuńBardzo się męczyłaś i wycierpiałaś, ale całe szczęście, że wszystko skończyło się dobrze i jesteście cali i zdrowi. Piękne marzenie spełniasz 😊 Życzę Wam dużo zdrówka i dodatkowo Rysiowi życzę dużo cierpliwości dla młodszego rodzeństwa 😉
OdpowiedzUsuńGratuluje narodzin synka !!! :-)
OdpowiedzUsuńJa bardzo chciałam przeżyć skurcze i rodzic SN, jednak miałam wykonana cesarkę „na zimno” .. tętno było „śpiące”.. i powiem Ci, ze bardzo zaluje, bo nawet nie wiem jak to jest... Wielki szacun dla Ciebie, ze próbowałaś do końca. Dużo zdrówka dla Was i cierpliwości :-)
Ps. Nam stuknął roczek i niedługo stuka 3 M-ce :D różnica jest mała i łatwo nie jest...