To nie jest tak, że ja nie mam czasu. I skłamałabym pisząc, że tylko dlatego na blogu jest ostatnio cicho. Nie mam już niestety takiego zapału jak wcześniej, ani też potrzeby terapii. Bo taki był cel bloga, żeby wyrzucić w przestrzeń wszystkie złe emocje. To wszystko jest już za mną.
Bo teraz żyję w jakiejś niesamowitej bańce, wypełnionej radością, miękkością, miłością i uśmiechami moich dzieci🧡
Rudzik kończy jutro trzy miesiące. A jego uśmiechy, rozdawane na prawo i lewo, sprawiają, że chce się żyć. Jest cudowny, mimo że nadal nie śpi inaczej niż na piersi, a nasze spacery kończą się wyścigiem po muldach, bo prosty teren dostarcza mu za mało wrażeń😉 Nasze dni płyną powoli, a ich rytm wyznacza jego zapotrzebowanie na pierś i sen. I mimo rutyny, czuję się spełniona. Wiem, że jestem tam, gdzie być powinnam, w najlepszym dla nas czasie. Czasie, który już nigdy się nie powtórzy. Te momenty, które mamy we dwójkę, nie zdarzą się po raz drugi, dlatego korzystam z nich, ile mogę. I daję Rudzikowi mnóstwo bliskości. Śpimy razem, dzięki czemu noce nie są tak męczące. Nosimy się w chuście, w dzień mały śpi w moich ramionach, zasypia przy mojej piersi.
Spełniam się w rodzicielstwie bliskości, o jakim marzyłam.
Jest zupełnie inaczej niż z Rysiem. Jest prościej.
Po pierwsze dlatego, że to drugie dziecko, i tym razem w pełni ufam swojemu instynktowi, jestem bardziej wyluzowana, bardziej śmiała w decyzjach. Po drugie, Rudzik jest spokojny i ufny. Jego nikt nie porzucił, on nie leżał sam w szpitalnym plastiku, dostając butlę z mlekiem, gdy się o nią głośno upomniał. Rudzik jest ze mną od wielu miesięcy. Dla niego jestem ciepłem, spokojem, zapachem mleka, który zawsze daje ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Teraz dopiero dociera do mnie z całą siłą, że Ryś jeszcze długo po tym, jak zabraliśmy go do domu, był nieszczęśliwy. Już wtedy, parę dni po zabraniu go ze szpitala, czułam, że to nie mnie potrzebuje, pisałam o tym tutaj. A teraz widzę, jak bardzo miałam rację. Ryś, mój mały chłopiec, musiał nas odnaleźć w sobie, musiał nas poznać, zaufać, mimo że miał tylko kilka dni! Myślę teraz, jak bardzo musiał być zagubiony w tym nowym życiu, wyrwany z ciepła brzucha, nie czując ciepła mamy. Jest mi smutno jak o tym myślę, i cieszę się, że to już za nim. Od tamtej pory daliśmy mu ogrom miłości i będziemy dawać nadal.
Chłopcy zaczynają się "dogadywać", cudownie się na nich patrzy. Rudzik, od kiedy zaczął świadomie przyglądać się twarzom, rozjaśnia się cały, jak tylko widzi Rysia. Ten z kolei głaszcze brata, całuje, przytula. Jestem tak bardzo szczęśliwa i wdzięczna losowi, że mam ich dwóch, i że oni będą mieli siebie. Nawet nie marzyłam o tak wielkim szczęściu...
Z rzeczy nieco bardziej przyziemnych, mieliśmy trochę problemów z karmieniem, co skończyło się podcięciem obu wędzidełek. Po tygodniu od zabiegu nastąpiła poprawa, która niestety trwała tylko dwa tygodnie. Potem ból powrócił, już nie taki mocny, ale jednak. Zdarzało mi się karmić płacząc z bólu. Ale nie mam zamiaru rezygnować. Chodzimy też do fizjoterapeuty, bo te problemy mogą być związane ze wzmożonym napięciem mięśniowym. Masaże pomagają, raz jest lepiej, raz gorzej, ale częściej lepiej:) Będę walczyć o jak najdłuższe karmienie piersią, bo mimo bólu, jest to dla mnie cudowne przeżycie.
Za to Ryś zaczyna mówić! Jestem dobrej myśli, bo zaczyna powtarzać po nas krótkie słowa, idzie ku dobremu:) Moje ulubione słowo w jego ustach to przesłodkie "mamuśsz"🧡
Kocham moje dzieci tak, że nie da się tego wyrazić słowami...
Co do pisania bloga to rozumiem. Dopóki trwała "procedura" to musiałam na bieżąco z siebie wyrzucać emocje. A przy okazji zaznajamialam innych z samym procesem adopcji.
OdpowiedzUsuńA teraz? Jest po prostu normalnie. Czasami tylko skrobne kilka słów co u nas, ale nie mam już takiego parcia do pisania. Dlatego moje wpisy są coraz bardziej enigmatyczne.
Cudnie czyta się ten post, przecudnie. Cieszę się Waszym szczęściem i rozumiem to wszystko, również to że nie chcesz tracić czasu ❤ Wszystkiego dobrego dla Was kochani 😘
OdpowiedzUsuńSmutno się jakoś tak zrobiło, jak przeczytałam, że być może zbliża się koniec bloga... ale rozumiem i cieszę się Waszym szczęściem ☺ od siebie dodam, że to wirtualne miejsce bylo też dla mnie w jakiś sposób terapeutyczne. Czytałam Twoje wpisy przed i podczas procesu adopcyjnego, a także kiedy zostalam mamą ☺ i bylo mi jakoś łatwiej oswoić trudne emocje ☺ myślę, że jeszcze wiele kobiet wyniesie stąd masę pozytywnej energii☺ Justyna
OdpowiedzUsuńNie nie! Blog będzie istniał nadal, i będzie żył, tylko trochę mniej intensywnie 😉
UsuńDlatego rodzicielstwo biologiczne i adopcyjne różnią się...nawet gdy dziecko ma tylko kilka dni. Mój synek miał 4 miesiące jak do nas trafił. Tak bardzo chciałam być dla niego wszystkim, ale byłam mu obca tak naprawdę. Ściskam Was mocno i dziękuję za ten wpis bo wiele mi uzmysłowił.
OdpowiedzUsuń