> > : lipca 2019
corrects IE6 width calculation

sobota, 27 lipca 2019

Tu i teraz

I nadszedł ten moment, kiedy post piszę na komórce. Z góry więc przepraszam za jego ułomność, a korektę postaram się zrobić, jak dane mi będzie zasiąść do komputera (nigdy?).
W głowie mam wiele tematów, na które chciałabym popisać, brakuje mi tego, ale czasu jak na lekarstwo. W tym momencie w ciągu dnia stać mnie na zjedzenie śniadania, wypicie kawy i opróżnienie zmywarki. Resztę wypełnia ptaszek zwany Rudzikiem. Czy to tzw hajnid? Chyba nie, jego zachowanie nie do końca zgadza się z definicją high need baby. To taka huba, cycuś mamusi, jak zwał tak zwał. Grunt, że mama musi być. Wi fi musi mieć zasięg, inaczej jest tragedia, koniec świata i histeria. Mamoza taka. Rudzik zasypia zawsze przy karmieniu i potrafi spać na mnie 2-3 godziny. Po takim seansie jestem cała sztywna i tyłek mnie boli od siedzenia. Za to FB mam przejrzany wzdłuż i wszerz, książki lecą jedna za drugą, a ostatnio wciągnęłam się w Wielkie kłamstewka. A teraz doszło też pisanie posta. Tyle rzeczy można zrobić przy karmieniu!
Nie myślcie, że nie próbowałam go odkładać. Oj, próbowałam, nie raz, nie dziesięć razy. Nie da się. Moje dziecko ciągle jest nieodkładalne. I dobra, tak będzie, nie przeszkadza mi to, mimo jasnej krytyki mojej mamy. To minie przecież, i już wiem, że będę za tym tęsknić.
No i właśnie, cycuś. Cycuś jest najlepszy. Słodki, ciepły i smaczny. Woda jest be, aż buzię wykręca. Cukinia to zuo, a batat to już w ogóle. Jednym słowem, nijak idzie nam rozszerzanie diety. Myślę sobie, że to początki i będzie lepiej. Rudzik siedzi tylko podtrzymywany, więc nie do końca widzę u niego oznaki gotowości do jedzenia innych rzeczy niż mleko, mimo skończonych 6 miesięcy. I znów, nie przeszkadza mi to. Nie spieszymy się. Mamy czas. Nie chcę na razie podawać słoiczków, od początku lecimy z blw.
Z czego to wynika? Przy Rysiu tak mi się spieszyło. Tak czekałam na ten "magiczny" moment, kiedy w końcu będę mogła mu podać tę marchewkową papkę. Fakt, że mniej wtedy wiedziałam, ale też jakoś wszystko chciałam przyśpieszyć. Teraz jest odwrotnie, patrzę, jak chłopcy szybko rosną, jak z noworodków zmieniają się w raczkujące niemowlęta, a z niemowląt w rezolutnych żłobkowiczów. I tym razem chcę to spowolnić. Chcę jak najdłużej cieszyć się ich beztroską, swobodą, radością życia. Do czego ten pęd? Po co nam to? Wolałabym zatrzymać te chwile, kiedy Ryś mówi swoje pierwsze "tocham", do brata oczywiście. Kiedy śmiejemy się do rozpuku całą czwórką. Kiedy Rudzik cały aż chodzi z radości, gdy starszy brat wraca ze żłobka. To tu i teraz liczy się najbardziej. Dziś kończę 37 lat. Jak patrzę na te dwie cyferki, to zastanawiam się, jak to możliwe. Czuję się tak młodo, a czas płynie. I wszystko mija. Więc korzystajmy z tego, co mamy w danej chwili, bo, jak mówi mój mąż, nasze dzieci tylko raz są w tym wieku. Dlatego pozwalam, by ta moja huba korzystała ze swojego drzewa ile chce. A ta druga huba, trochę większa, niech czuje, że zawsze jesteśmy w 100% dla niego.
Jutro wielki dzień - chrzcimy Rudzika. A za tydzień zabieramy maluchy do Francji. Będzie wesoło 😊

poniedziałek, 1 lipca 2019

O Rysiu

Dziś, pierwszy raz od długiego czasu, mam nieco wolniejszy wieczór. Wahałam się między napisaniem tego posta, a złożeniem wniosku 500+. Ale ponieważ ostatnio bardzo zaniedbałam bloga, wniosek będzie musiał poczekać:)
Dzieci śpią, mąż uciekł na team event, a ja siedzę i się relaksuję. Nie żebym przy nim nie mogła, ale dziś wyjątkowo dobrze mi samej. Łatwiej będzie mi się skupić i napisać Wam kilka słów o Rysiu. A właściwie o małym Ryszardzie.
Czas tak szybko mija, mam wrażenie, że dopiero przywieźliśmy go do domu, a tu proszę, mam w domu małego kawalera. Wydaje mi się, że wchodzimy na wyższy level i to z zawrotną prędkością. Ryś jest coraz bardziej samodzielny. Sam idzie myć rączki, sam otwiera lodówkę i mówi, na co ma ochotę, sam wchodzi do auta, ubiera buty, rozbiera się. Już dawno pożegnaliśmy smoczek, powoli żegnamy pieluchę (tu akurat opornie nam idzie, ale nie mam ciśnienia), w ostatnich dniach śpi w otwartym łóżeczku, bez szczebelek, które sam zaczął demontować. Taki dorosły chłopczyk mi się robi.
Zrobił się też bardziej czuły, chętniej się przytula, zwłaszcza do brata. Całuje go w nóżki, w czoło, głaszcze po główce, jest naprawdę bardzo troskliwy i uwielbiam na nich patrzeć, rozczula mnie to bardzo.
Oczywiście ma też drugą twarz, bywa bardzo niesforny i dużo energii wkładamy w to, żeby zapanować nad jego emocjami. Ja wiem, że to dwulatek, ale naprawdę zastanawiam się, czy wszystkie dzieci w tym wieku tak się zachowują, czy tylko mój syn. Czasem jest nam trudno, nerwy mamy napięte jak postronki, cały czas staramy się reagować na jego złe zachowanie w duchu pozytywnej dyscypliny, ale bywa, że po prostu nie dajemy rady. Bo Ryś jest zupełnie głuchy na słowo "nie". Możemy sobie powtarzać do woli, i tak zrobi swoje. Zawsze. Tłumaczymy mu, że pewnych rzeczy nie wolno, że nie wszystkim można się bawić, że pewne rzeczy są niebezpieczne, a i tak najfajniejszą zabawką pozostaje robot kuchenny, moja prostownica do włosów, blender, toster itp. Tak naprawdę już to olewam i pozwalam mu się tym bawić, pod warunkiem, że nie próbuje podłączyć całej tej menażerii do gniazdka. Bo zdarzało się.
Bardzo lubi pomagać mi w ogrodzie. Bierze konewkę i podlewa. Podpatruje mnie i naśladuje. Czasem rodzi to zabawne sytuacje. Pewnego dnia zaobserwował, jak wyrywam chwasty w ogródku ziołowym, gdzie mam lawendę, bazylię i rozmaryn. Więc jak tylko skończyłam i weszłam na chwilę do domu, to Ryś zabrał się do roboty. I był z siebie taki dumny, z takim przejęciem wołał "mama pać!", że nie byłam w stanie się gniewać, jak zobaczyłam wyrwane krzaczki rozmarynu...Wszystkie.

Jakiś czas temu zaczął w końcu mówić. Idzie mu coraz lepiej, choć mówi bardzo niewyraźnie. No i mówi w dwóch językach, co jest dla nas kłopotliwe, bo nie zawsze go rozumiemy. Ja jestem nastawiona na polski, i spodziewam się, że w tym języku będzie się do mnie zwracał. Ale właśnie, ja się spodziewam, a Ryś wybiera sobie słowa, które mu bardziej pasują, które łatwiej wymówić, albo które lepiej zapamiętał. I czasem w głowę zachodzę, co on do mnie mówi, jak na przykład słyszę jakieś "kuto". I ja niby wiem, że to znaczy "nóż", i gdyby powiedział to mój mąż, to nie byłoby to dziwne. Ale jak mówi to Ryś, to jakoś ciężej kojarzę. Zresztą, to samo ma mój mąż, czasem to my sobie nawzajem tłumaczymy, co nasz syn do nas mówi:) Ale tak w ogóle dwujęzyczność jest super.

To chyba tyle na dziś, lecę poczytać. Zapisałam się do naszej wiejskiej biblioteki i okazało się, że jest ona świetnie zaopatrzona, więc mój ukochany Kindle poszedł w odstawkę (no dobra, nie jest mój, ale już dawno został zaanektowany). Aktualnie poznaję Chyłkę. Mroza znam, ale tej serii nie czytałam.


columns
main
content
It is your responsibility to notify your visitors about cookies used and data collected on your blog. Blogger makes a standard notification available for you to use on your blog, and you can customize it or replace with your own notice. See /blogger.com/go/cookiechoices for more details.