Niemoc twórcza, brak chęci, brak motywacji, no i brak najważniejszego - czasu. Dlatego zniknęłam. Ale widzę, że nie tylko ja. Zauważyłam tendencję do braku nowych postów w całej blogosferze. Pochłonęło nas życie, i dobrze, bo i tak za dużo czasu spędzamy w wirtualnym świecie.
A dziś, mimo braku czasu (post piszę na komórce, z Rudzikiem przy piersi), wracam do bloga, bo jest mi źle. Jest mi cholernie źle i mam kryzys. Zresztą, ten stan trwa już od jakiegoś czasu. Jestem zmęczona. Dziś Rudzik kończy 9 miesięcy, a pochłania mój czas bardziej, niż gdy był noworodkiem. Lęk separacyjny to u niego level hard, do tego stopnia, że wpada w histerię, jak przechodzę z salonu do kuchni, które to pomieszczenia są de facto jednym, oddzielonym wyspą. Najchętniej byłby tylko na rękach. Nie mogę nic ugotować, bo łapie się nogawek moich spodni i płacze. Drzemki w dzień tylko przy piersi, ewentualne na spacerze, czyli znów nie jest mi dane usiąść, chyba że z nim na rękach. Każda próba odłożenia go do łóżeczka kończy się płaczem, jak tylko robię krok w stronę drzwi pokoju. Nie mogę odpocząć nawet wieczorem, bo jak nakarmię i położę Rudzika, idę do Rysia, żeby mu poczytać i pobyć z nim przed snem. Na dół schodzę po 21, po to, żeby ogarnąć syf po kolacji (piszę dosadnie, bo tak to przy blw wygląda), i jakoś koło 22h Rudzik się budzi i domaga piersi. Tata nie jest w stanie go wtedy uspokoić, zresztą ja bez piersi też nie. Udaje mi się go położyć może na godzinę, dwie, w tym czasie raptem udaje mi się wypić herbatę i wziąć szybki prysznic, po czym Rudzik znów się budzi. Biorę go wtedy do siebie do łóżka. I tyle z czasu dla siebie, o czasie dla męża nawet nie wspomnę.
A propos blw, jedzenie to kolejny trudny temat. Rudzik zaczął coś tam jeść jakiś miesiąc temu, ale nie trwało to długo. Po jednym kroku w przód mamy dwa w tył. Nie je prawie nic poza moim mlekiem. Spędza mi to sen z powiek. Mamy skierowanie na badania krwi, żeby sprawdzić poziom żelaza, bo skąd on niby ma to czerpać, jak do brzuszka trafiają znikome ilości jedzenia? Łyżeczka jest na nie, kawałki lądują na podłodze, zupy z kubka na ścianie, a także z lubością są rozsmarowywane na tacce. I wisienka na torcie - Rudzik ma chyba alergię na jajka. Staję na rzęsach, żeby coś mu ugotować, pożywnego, zdrowego, bez jajek, gęstego odżywczo, a potem prawie płaczę, jak wszystko zjada pies, z podłogi...
I jeszcze jestem sama. Dzień w dzień. Mama daleko, jakoś nie kwapi się do odwiedzin. Czasem dzwonię, ale często nie może gadać, bo akurat jest u bratowej na kawie...Więc ja kolejny dzień, kolejny miesiąc, piję tę kawę w samotności. Wszędzie mam daleko, więc rzadko jeżdżę na spotkania dla mam. Dużo jest tego we Wrocławiu, ale dla nas to cała wyprawa, poza tym, wolałabym spotykać się z kimś, kogo znam, z kim mogę pogadać na różne, czasem intymne tematy, a nie z grupą obcych kobiet.
Więc tak to wygląda. I być może będę pisać częściej, bo chyba znów potrzebuję terapii, jaką był dla mnie blog.
Żeby zakończyć trochę bardziej optymistycznie, bo mimo wszystko mam się z czego cieszyć, napiszę, że chłopcy są cudowni. Ryś wkroczył w etap "a dlaczego?" i wspaniale nam się dyskutuje 😉
Głowa do góry! Przetrwasz to, pewnie to (jak wszystko) etap przejściowy, który pewnie minie. To u Rudzika. Bo samotność niestety jest nieodłącznym elementem macierzyństwa, przynajmniej u wielu znanych mi osób. Też się z tym borykałam i zimą o mało nie przyplacilam tego depresją. Ale to etap, on minie. Za jakiś czas pewnie będziesz wracać do pracy, do ludzi.. my matki jesteśmyz żelaza, ze stali, albo z jeszcze innego mocnego materiału i damy sobie radę, Ty również jesteś wspaniałą mamą i dobrze, że tu przelałaś swoje uczucia. Każdy ma gorszy czas, ale on minie ❤️ głowa do góry, popraw koronę i ogarniesz wszystko ❤️
OdpowiedzUsuńGdyby tak był tylko ten macierzyński...Ale ja w domu jestem od 2,5 roku. Bo do pracy między jednym a drugim dzieckiem wróciłam dosłownie na moment. Korona nadal się trzyma 😉
Usuńa to nie dlatego ze mu zeby postepnie wychodzą?
OdpowiedzUsuńByć może. Tyle że trwa to już bardzo długo. Ryś ciężko przechodził ząbkowanie, Rudzik raczej bezproblemowo. Ma już 5 zębów i 6 się przebił właśnie.
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Właśnie tak zrodził się blog na fb Zaraz coś mnie trafi. Samotność, lęk separacyjny dziecka uniemożliwiający cokolwiek, brak zrozumienia, samotność i tak dalej. Pisz! To pomaga. A poza tym: wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. ale to już wiesz jako doświadczona mama. Przesyłam wirtualne ściski!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nazwę Twojego bloga powtarzam jakieś pięćset razy dziennie 😂A czasem mam też chęć wyjść do łazienki i na cały głos siarczyście zakląć;)
UsuńCZYTAJĄC Ciebie widzę siebie.
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście troszkę lepiej z histeriami, ale mały długo sam nie chce i ciągle muszę gdzieś być. Jak zostaje z kimś to mnie szuka, podchodzi do drzwi, nie chce spać o swoich porach, które ma ze mną w ciągu dnia. Komuś ciężko położyć go ogólnie spać nawet wieczorem, bo choć je mleko z butelki to też lubi jak mama jednak jest obok.
Cieszę się, że jesteś.
Ja przestałam pisać także z braku czasu zwyczajnie, ale i jakoś z telefonu pisze się źle.
Czekam na kolejny wpis i jestem duchem z Tobą :)
Czasem czuje się dokładnie jak Ty. Samotna.. Moja mama ciągle nie ma dla mnie czasu, mąż ma swój świat swoje zajęcia i sprawy, koleżanki daleko.. A właściwie praktycznie ich nie ma.
Kawę często popijam sama.. Najczęściej zimną.
Tu na wsi nie mam nikogo, nie mam nawet bardzo gdzie pójść na spacer z dziećmi, bo drogi wszędzie i musimy bardzo uważać.
Pozdrowienia